WINCENTY Z KIELCZY

Brak opisu obrazka

Mapka Śląska wg Helwiga, XVII w., ze zbiorów Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1. Genius loci

Już starożytni Rzymianie uważali, że są miejsca na ziemi, gdzie pojawia się więcej talentów artystycznych, więcej ludzi uczonych i wybitnych, niż w innych. Nazywano takie miejsca „nawiedzonymi” (genius loci). Florencja, Prowansja, Kresy Wschodnie, Kraków… Dziś już nikt nie ma wątpliwości, że takim miejscem na przestrzeni dziejów był także Śląsk. Złożyło się na to wiele czynników, wśród których na pierwsze miejsce z pewnością wysunie się wielokulturowy charakter tej dzielnicy, ale także bardzo wczesne, bo sięgające XIII wieku wyodrębnienie się Śląska jako terytorium polityczno-kulturowego, jego specyfika tak wobec Polski, jak i Korony Czeskiej. Walory Śląska doceniali już najdawniejsi polscy kronikarze. Nie bez powodu Wincenty Kadłubek nazywał tę dzielnicę „boską” (divina) czy wręcz „świętą” (sacra Silentii provincia). Dla wielu miejscowości Śląska czasy średniowiecza to najlepszy okres w ich dziejach. Racibórz, Nysa, Opole, ale także Strzelce Opolskie, Niemodlin czy Głogówek – to miasta, które były nie tylko siedzibami książąt, biskupów, licznych klasztorów, to także miejsca, w których kipiało życie: naukowe, kulturalne, społeczne i gospodarcze. Od niedawna do listy „nawiedzonych” miejsc na Śląsku dołączyła maleńka Kielcza, miejscowość leżąca w powiecie strzeleckim. Stało się to za sprawą Wincentego, zwanego „do Kelcia”.

 

2. Curriculum vitae

Wincenty przyszedł na świat około roku 1200. Jego dokładna data narodzin nie jest znana. Wyznaczają ją późniejsze koleje życia naszego bohatera. Jego patronem został św. Wincenty – diakon z Saragossy, męczennik z czasów prześladowań cesarza Dioklecjana na początku IV wieku n.e. Św. Wincenty był współpatronem katedry wrocławskiej, a tym samym także jednym z czterech patronów Śląska. Jego kult nasilił się zwłaszcza po roku 1144, kiedy to możnowładca śląski Piotr Włostowic przywiózł relikwie św. Wincentego z Magdeburga do Wrocławia i w bardzo uroczysty sposób złożył je w ufundowanym przez siebie benedyktyńskim klasztorze w Ołbinie. Od tego czasu popularność tego imienia w Polsce bardzo wzrosła. Pierwszym znanym nam Polakiem noszącym to imię był Wincenty Kadłubek.
Należy przypuszczać, że Wincenty z Kielczy pochodził z rycerskiego rodu. Najczęściej przypisuje mu się pokrewieństwo z Odrowążami, których siedzibą rodową na Górnym Śląsku miał być Kamień. To z tego właśnie rodu wywodzą się późniejsi towarzysze życia i protektorzy Wincentego: św. Jacek Odrowąż oraz biskupi krakowscy Iwo Odrowąż i Prandota.
Wincenty kształcił się zapewne w krakowskiej szkole katedralnej, stojącej wówczas na dość wysokim poziomie. W trakcie nauki z pewnością niejednokrotnie stykał się z ówczesnym biskupem krakowskim i jednocześnie pierwszym polskim kronikarzem – Wincentym Kadłubkiem. Być może już wtedy słyszał o tragicznej śmierci biskupa Stanisława i cudach związanych z jego osobą. Kto wie, czy późniejsze zainteresowania historiograficzne Wincentego nie zrodziły się pod wpływem Kadłubka. Po ukończeniu szkoły krakowskiej Wincenty być może wyjechał do Włoch, by, najprawdopodobniej w Bolonii, podjąć studia uniwersyteckie. Bolonia na początku XII wieku była jednym z najczęściej wybieranych przez przybyszy z Europy środkowowschodniej ośrodków akademickich. Szczególnym uznaniem cieszyły się tu studia prawnicze. Narodziny uniwersytetów to efekt wytworzenia się nowej świadomości chrześcijańskiej, głównie za sprawą tzw. renesansu XII wieku. Powstał nowy typ kultury umysłowej, zwanej – od szkół, w których się on rozwijał – szkolną lub – z łaciny – scholastyczną. Główny nacisk położono tu na nową teologię, filozofię, prawo rzymskie i kanoniczne. Dużą rolę odegrało tu także papiestwo, doprowadzając do głębokich reform wewnątrz Kościoła, których ukoronowaniem było zwołanie przez papieża Innocentego III soboru laterańskiego w 1215 roku.
Wraz z objęciem urzędu biskupa krakowskiego przez Iwona Odrowąża w 1218 roku spotykamy Wincentego z powrotem w Krakowie. Przez kolejne 10 lat przebywać on będzie na dworze biskupim, obejmując najpierw funkcję kapelana (1222 r.), a wkrótce także godność kanonika kapituły krakowskiej (1227 r.). W 1237 r. wchodzi w skład poselstwa, mającego na celu przywiezienie z Moderny ciała biskupa Iwona, zmarłego tam podczas podróży do Włoch. Było to chyba jego ostatnie zadanie jako kanonika krakowskiego.
Trzeba tu bowiem wspomnieć o tym, że na tle wzmiankowanych już wyżej przemian kulturalno-religijnych, na początku XIII wieku doszło do powstania w Kościele dwóch nowych zakonów, które odcisnęły olbrzymie piętno na losach Europy: byli to dominikanie (zwani także Braćmi Kaznodziejami) i franciszkanie (określani jako Bracia Mniejsi). W Polsce wielkim orędownikiem dominikanów był biskup krakowski Iwo Odrowąż. Należał on do grona najwybitniejszych biskupów polskich. Był człowiekiem wykształconym, o szerokich horyzontach intelektualnych, nowoczesnych poglądach na rolę Kościoła w państwie. To dzięki jego inicjatywie kilka osób z jego najbliższego otoczenia, w tym Jacek Odrowąż i kustosz kapituły sandomierskiej, Czesław (przypuszczalnie również z rodu Odrowążów), zostali wysłani w 1221 roku, jeszcze za życia św. Dominika, do Włoch w celu odbycia nowicjatu. Po powrocie, już jako dominikanie, otrzymali w Krakowie od biskupa Iwona kościół Św. Trójcy, w samym centrum miasta. Powodzenie ich misji przeszło chyba najśmielsze oczekiwania samego biskupa Iwona. W ciągu kilku zaledwie lat do nowego klasztoru napłynęło bowiem tak wielu kandydatów, że można było tworzyć nowe domy zakonne w innych miastach, między innymi we Wrocławiu, Kamieniu Pomorskim, Gdańsku, Płocku, Sandomierzu, a nawet w Pradze. Należy przypuszczać, że w tej pierwszej grupie dominikanów polskich znalazł się także i nasz Wincenty z Kielczy. Jako osoba blisko współpracująca z biskupem krakowskim musiał być początkowo zapewne członkiem konwentu krakowskiego.
Równie szybko bracia kaznodzieje pojawili się na Śląsku. Najpierw we Wrocławiu, następnie w latach 1238-1245 za sprawą księcia opolskiego Mieszka, zwanego Otyłym, przy współudziale jego matki Wioli i młodszego brata Władysława, ufundowany został klasztor dominikanów w Raciborzu. Gdy w 1245 roku książę opolski zmarł, w testamencie przekazał nowo fundowanemu klasztorowi większość swoich dóbr. Nie ma w tym nic dziwnego, jako że w otoczeniu księcia znajdowało się wówczas 8 dominikanów. Oni też stali się egzekutorami ostatniej woli księcia, który polecił się pochować w ich przyklasztornym kościele, na potrzeby którego przekazał 200 grzywien srebra. Przychylną wobec dominikanów politykę kontynuował jego brat i następca, książę opolski Władysław I. To on wystawił dominikanom raciborskim w 1258 roku właściwy dokument lokacyjny. Wśród członków dominikańskiej wspólnoty w Raciborzu znajdujemy także naszego Wincentego z Kielczy. Niewykluczone, że mógł on być inicjatorem lub wręcz sprawcą osadzenia braci kaznodziejów w Raciborzu. Musiał bowiem znać osobiście obu książąt: Mieszka i Władysława, Kielcza leżała przecież na terytorium księstwa opolskiego. Być może to właśnie jego zaangażowanie w pracę duszpasterską i praktykowane ubóstwo robiły tak duże wrażenie na dworze książęcym, jak o tym czytamy w jednym z dokumentów księcia Władysława. W raciborskim klasztorze spędził Wincenty zapewne ostatnie lata swojego życia. Zmarł 2 stycznia, przypuszczalnie w 1261 roku.

 

3. Gaude Mater Polonia

11 kwietnia 1079 roku biskup krakowski Stanisław został zamordowany – taką lakoniczną informację podaje nam Rocznik kapituły krakowskiej. Wiemy, że wkrótce po tym wydarzeniu król Bolesław Śmiały musiał opuścić Polskę. Jak zaś doszło do wypędzenia króla Bolesława z Polski, długo byłoby o tym mówić… – tak zaczyna swą opowieść na temat konfliktu króla z biskupem Anonim zwany Gallem. Niestety, w dalszej części swej kroniki autor unika podania wyczerpującej odpowiedzi na postawione przez siebie na wstępie pytanie. W związku z tym od wielu dziesiątek lat trwa w historiografii gorąca dyskusja na temat tego, jakie były przyczyny konfliktu pomiędzy dwoma najważniejszymi osobami w państwie, które doprowadziły z jednej strony do śmierci biskupa Stanisława, z drugiej do wygnania króla, podziwianego za śmiałość i wielbionego za szczodrość. Odpowiedzi na te pytania szukał także kolejny polski kronikarz doby średniowiecznej – Wincenty Kadłubek. Według niego, główną przyczyną nieszczęścia był długotrwały pobyt Bolesława Śmiałego na Rusi. Do zgromadzonych tam wraz z królem rycerzy dochodziły niepokojące wieści o powstaniu ludności niewolnej i nieobyczajnemu prowadzeniu się ich żon. W związku z tym część wojska opuściła króla i udała się do Polski, by przywrócić ład i porządek w swoich posiadłościach. Król traktuje takie zachowanie jako dezercję i po powrocie do kraju mści się w okrutny sposób zarówno na dezerterach, jak i na ich niewiernych żonach. W obronie mordowanych dzieci, poniżanych kobiet i poniewieranych mężczyzn staje biskup krakowski Stanisław. Upomina króla, a gdy to nie przynosi rezultatów, grozi mu – lub wręcz rzuca na niego klątwę. Rozwścieczony król każe pojmać biskupa, a gdy zastraszeni słudzy nie potrafią wypełnić rozkazu, sam udaje się do kościoła na Skałkę i tam osobiście przy ołtarzu morduje biskupa. W szale pastwi się jeszcze nad ciałem. Relacja Wincentego Kadłubka staje się podstawą do wszczęcia zabiegów o kanonizację biskupa Stanisława, tym bardziej, że i Wincenty i jemu współcześni musieli zauważyć podobieństwa między okolicznościami śmierci krakowskiego biskupa a dopiero co wyniesionego na ołtarze biskupa Canterbury Tomasza Becketa. Wincenty, studiujące w Paryżu miał okazję, kto wie, czy nie osobiście, zapoznać się z wykładami Jana z Salisbury, przyjaciela zamordowanego biskupa Tomasza i autora jego żywotu. Kadłubek nie doczekał się jednak wyniesienia na ołtarze swojego poprzednika na urzędzie biskupim. Jego dzieło kontynuowali następcy: biskup Iwo Odrowąż i biskup Prandota. To z ich inicjatywy doszło do napisania żywotu Stanisława ze Szczepanowa, niezbędnego do celów kanonizacyjnych. Począwszy od XI wieku należało przedstawić w Stolicy Apostolskiej dokumentację świadczącą o pobożności życia i heroiczności cnót kandydata na świętego. Powołano specjalną komisję kanonizacyjną, w jej pracach wziął także udział Wincenty z Kielczy. Szukając jakiś śladów po Stanisławie, udał się do jego rodzinnej miejscowości, Szczepanowa (w diecezji tarnowskiej), aby odnaleźć krewnych biskupa i porozmawiać z tamtejszymi mieszkańcami. Ponieważ nie zachowały się żadne źródła, postanowiono odwołać się do tradycji ustnej. Było to o tyle trudne, jako że od tragicznych wydarzeń minęło już przeszło 150 lat. Wincenty osobiście rozmawiał z kilkoma stuletnimi, jak twierdzono, mężami, którzy z kolei mieli styczność z osobami znającymi biskupa Stanisława osobiście. Do tego doszły jeszcze legendy mówiące o cudach dokonanych za sprawą biskupa krakowskiego. W ten sposób powstał pierwszy żywot późniejszego świętego (około 1250 r.). Średniowieczne żywoty świętych pisane były według z góry ustalonych schematów. Rozpoczynała je krótka część historyczna, obejmująca genealogię świętego, etymologię jego imienia, krótkie przedstawienie kolei życia. Największy nacisk położony był na cechy charakteru, dzięki którym kandydat na ołtarze mógł stać się wzorem do naśladowania i przykładem dla innych oraz na heroiczność cnót. Już z tego punktu widzenia żywot napisany przez Wincentego z Kielczy miał inny charakter.
„Vita minor” czyli Żywot mniejszy składa się bowiem z 35 części. Mamy tam informacje o pochodzeniu Stanisława, jego rodzinnej miejscowości – Szczepanowie, dane o studiach za granicą, wyświęceniu na biskupa krakowskiego. Potem następuje opis konfliktu biskupa z królem Bolesławem, zgodny z relacją przedstawioną wcześniej przez Kadłubka. Zupełnie niezwykłe są jednak rozdziały od 20 do 29, które poświęcone są dziejom Polski, począwszy od panowania Bolesława Chrobrego. Wincenty ukazuje nam zwycięskie wojny, prowadzone przez Bolesława, pomoc okazaną św. Wojciechowi, pielgrzymkę cesarza Ottona do Gniezna i powstanie polskiej metropolii kościelnej. Kilka zdań poświęcił nasz kronikarz rządom Mieszka II, a następnie przedstawił okoliczności powrotu do kraju Kazimierza Odnowiciela. Najwięcej jednak miejsca zajmuje opis rządów Bolesława Śmiałego. Co ciekawe, w żywocie tym nie znalazł się spis cudów dokonanych za sprawą Stanisława. Widzimy więc, że utwór Wincentego nie mieści się w szablonach przyjętych za typowe dla tego gatunku. Ma on bardziej charakter historyczny niż hagiograficzny. Zaskakujący jest zwłaszcza komentarz autora, wyrażony w ostatniej części żywotu: jak skromność i pobożność wielkiego króla Bolesława [Chrobrego] przyczyniła się do wzrostu korony polskiej, tak okrucieństwo i bezbożność tego Bolesława [Śmiałego] spowodowała osłabienie królestwa, a korona polska z czasem zupełnie upadła. Motyw zbrodni i kary jest tu wyraźnie połączony z wątkiem narodowym.
Jeszcze bardziej tendencje te dojdą do głosu w drugim żywocie, napisanym już po uroczystościach kanonizacyjnych biskupa Stanisława (między 1257 a 1261 r.) Na napisanie drugiego utworu poświęconego świętemu wpływ miały z pewnością uroczystości kanonizacyjne, które odbyły się w Krakowie w 1254 roku i wielka popularność nowego świętego w całej Polsce.
Żywot większy („Vita maior”) – jak sama nazwa wskazuje – jest utworem obszerniejszym, bardziej rozbudowanym i lepiej skomponowanym od tego wcześniejszego. Składa się z 3 części, a w sumie z 98 rozdziałów. Nas interesować tu będzie zwłaszcza „nowa wizja historii Polski” zawarta w dziele Wincentego. Według autora żywotu podział Polski na dzielnice nie był efektem postanowień Bolesława Krzywoustego, ale karą za czyn jego stryja Bolesława Śmiałego: I tak jak on posiekał ciało męczennika na wiele części i rozrzucił na wszystkie strony, tak Pan podzielił jego królestwo i dopuścił, aby wielu książąt w nim rządziło i, jak to z winy grzechów naszych teraz widzimy, wydał to królestwo samo w sobie podzielone na podeptanie i zniszczenie przez okolicznych grabieżców. Zaraz jednak po tym Wincenty dodaje otuchy czytelnikom: Lecz tak jak moc Boża uczyniła ciało biskupa i męczennika takim, jakim było, bez śladu blizn (…), tak też w przyszłości dla jego zasług przywróci do dawnego stanu podzielone królestwo, umocni je sprawiedliwością i prawdą, opromieni chwałą i zaszczytem. A więc okres rozbicia dzielnicowego, w którym Polska znajdowała się od ponad stu lat, jest okresem złym, karą za grzechy, z której Polacy mogą się wyzwolić jedynie dzięki zasługom św. Stanisława. Ten fragment żywotu dał podstawy do ukształtowania się tzw. ideologii zjednoczeniowej, która w kilkadziesiąt lat później zaowocuje przezwyciężeniem rozbicia i koronacjami królewskimi. Nie ulega wątpliwości, że był to wyraz dążeń krakowskiego środowiska intelektualnego, skupionego wokół katedry krakowskiej. Widzimy to wyraźnie w kolejnym, jakże znamiennym fragmencie żywotu: Bóg bowiem(…) zachowuje wszystkie insygnia królewskie, a mianowicie koronę, berło i włócznię, schowane w skarbcu katedry w Krakowie, który jest stolicą i siedzibą królewską, aż przyjdzie ten, który powołany jest przez Boga tak jak Aaron i dla którego one są odłożone. Program zjednoczenia rysuje się tu bardzo wyraźnie: godny korony kandydat otrzyma ją po opanowaniu Krakowa. Nic dziwnego, że już wkrótce rozpoczął się prawdziwy wyścig o władzę w tym mieście! O popularności żywotu i zawartej w nim idei zjednoczenia świadczy relacja kronikarza styryjskiego Ottokara, który pisze, że po przeczytaniu tego fragmentu utworu książę wrocławski Henryk Prawy nie tylko rozpoczął walkę o Kraków, ale także wysłał do papieża posłów z prośbą, ażeby mu pozwolił nosić berło i koronę i ażeby posiadał miano króla. Wcześniej podobne plany miał książę opolski Władysław, któremu żywot Wincenty mógł czytać osobiście w Raciborzu. Znaczenie obu żywotów Wincentego z Kielczy w rozbudowaniu postaw patriotycznych i propaństwowych jest więc nie do przecenienia.
Wincenty jest także autorem sekwencji czyli rymowanych modlitw ku czci św. Stanisława. W ten sposób zapisuje się także w historii literatury polskiej, jako jeden z pierwszych polskich poetów. (Przed nim jedynie Wincenty Kadłubek zamieścił w swej kronice rymowany tren na śmierć Kazimierza Sprawiedliwego). Specjalnie na krakowskie uroczystości kanonizacyjne Wincenty napisał „Historię o św. Stanisławie”, rozpoczynającą się od słów Dies adest celebris. Szczególnie znane są w niej hymny poświęcone biskupowi krakowskiemu, na czele z najsłynniejszym z nich „Gaude mater Polonia”. Co ważne, Wincenty sam komponował muzykę do tych utworów. Niektórzy historycy twierdzą, że był on także autorem pierwszej wersji „Bogurodzicy”.

 

4. Gorze nam się stało!

9 lipca 1241 r. na polach pod Legnicą rozegrała się bitwa, która zadecydowała o losach Śląska i Polski w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. W bitwie tej zginął książę Henryk Pobożny, syn św. Jadwigi. Przebieg bitwy jest znany wyłącznie z piętnastowiecznej relacji Jana Długosza. Historycy zdawali sobie sprawę, że Długosz musiał korzystać z jakiegoś wcześniejszego, nie zachowanego do naszych czasów źródła. Dopiero jednak niedawno Gerard Labuda wykazał, że źródłem tym była zaginiona kronika dominikańska spisana w połowie XIII wieku w Raciborzu. Jedyną osobą, która mogłaby taki utwór w tym czasie i w tym miejscu napisać wydaje się nasz Wincenty z Kielczy. Jego też uważa się za autora tego dzieła. Opis bitwy mogli mu przekazać jej bezpośredni uczestnicy, w tym książę opolski Mieszko II, który pod wpływem okrzyków wznoszonych przez mongolskich dywersantów („biegajcie! biegajcie!”) uciekł z pola bitwy. Możliwe, że głównym informatorem był Jan Iwanowic, który wraz z grupą 3 rycerzy starał się wyprowadzić księcia z pola walki. Niestety, ich wysiłki nie powiodły się. Jan jako jedyny spośród nich ocalał i wdzięczny za uratowanie życia wstąpił do zakonu Braci Kaznodziei. Towarzyszył księciu aż do jego ostatnich chwil i pewnie to on był świadkiem jakże znamiennych słów wypowiedzianych przez Henryka, któremu widmo klęski i śmierci zaglądało już w oczy: Gorze nam się stało! – to znaczy: stało nam się wielkie nieszczęście! Jakże autentyczne i pełne ekspresji są to słowa wypowiedziane w tak bardzo tragicznych okolicznościach. Przeszły one do polskiej historii zapewne dzięki naszemu Wincentemu, który zapisał je w swojej łacińskiej kronice. To pierwsze zdanie napisane w języku polskim w historiografii średniowiecznej! Jego autorem była osoba wybitna: Ślązak z pochodzenia, dominikanin, dziejopisarz, poeta, kompozytor i wielki patriota – Wincenty z Kielczy.

Anna Pobóg-Lenartowicz